Copywriting – uczciwość we współpracy
Dziś będzie o uczciwości, a konkretnie – o jej braku. Do stworzenia tego tekstu zmusiła mnie bardzo przykra sytuacja. Zaufałam. Nie podpisałam umowy. To był mój błąd. Zakładałam, że firma zamawiająca usługę – inwestor z Krakowa – jest uczciwa. Niestety, pracowałam za darmo. Niech mój przypadek będzie przestrogą dla copywriterów – koleżanek i kolegów po fachu oraz innych wykonawców pracujących twórczo.
Praca twórcza to ciężki kawałek chleba. Wyobraźmy sobie sytuację, w której firma x szuka kompozytora do stworzenia muzyki, będącej podkładem dźwiękowym do reklamy produktu y. W końcu znalazła! Wybór padł na kompozytora, który może pochwalić się obszernym dorobkiem twórczym w tej dziedzinie, ma olbrzymie doświadczenie i wielu zadowolonych klientów. Zamówienie na utwór muzyczny zostało złożone. Kompozytor nie otrzymał żadnych konkretnych wytycznych, poza długością utworu i jego ogólnym charakterem. Utwór powstał w terminie, co nota bene jest bardzo trudne i często zależy od pomysłu i natchnienia (ci, którzy pracują twórczo doskonale wiedzą, co mam na myśli). Zamawiający utwór przyjął, przesłuchał i stwierdził ‘Nie podoba mi się’. Co konkretnie się nie podoba? Utwór jest za głośny, za cichy? A może nie podoba się panu brak wyraźnej linii melodycznej? – pyta kompozytor. Po prostu nie podoba mi się – odpowiada zamawiający.
Jeżeli utwór tworzony był bez umowy chroniącej prawa zarówno wykonawcy jak i zamawiającego, w tym momencie zaczyna się konflikt, który nie sposób rozwiązać (chyba że obie strony wykazują się dobrą wolą). Praca została wykonana. Wykonawca nie potrafi sprecyzować uwag. Kompozytor w związku z tym nie jest w stanie przygotować utworu, który spełniałby oczekiwania zamawiającego. Co więcej – nie dostaje wynagrodzenia. Czy takie podejście ze strony zamawiającego jest uczciwe?
Sztuka z copywriterem w roli głównej
Obsada dramatu: kompozytorem jestem ja, zamawiającym – inwestor z Krakowa, który zwrócił się do mnie mailowo z prośbą o stworzenie artykułu sponsorowanego, promującego nową inwestycję oddaną do użytku w jednej z dzielnic Krakowa. Akurat pracowałam nad kilkoma dużymi projektami (na brak klientów raczej nie narzekam), więc podałam najbliższy, orientacyjny termin, w którym mogłabym rozpocząć pracę nad tekstem. Klient zgodził się poczekać. Jeden tekst, kwota niewysoka, poprzestaliśmy na ustaleniach mailowych. Żadnej umowy, żadnej zaliczki. W końcu to inwestor, a nie firma-krzak z Pcimia Dolnego. Lakoniczne wskazówki ze strony inwestora i praca ruszyła. Dwa dni później klient otrzymał tekst i co? I cisza. Minął tydzień. Odezwałam się. Uprzejma pani z którą korespondowałam, równie uprzejmie powiadomiła mnie, że na mój tekst zostały naniesione poprawki i artykuł czeka teraz na akceptację zarządu. I co? I cisza. Mijają kolejne dni. Ponownie odzywam się do pani, tym razem telefonicznie, ale decyzji jeszcze nie ma, natomiast mam być spokojna – na pewno informację odnośnie ewentualnych uwag otrzymam jeszcze przed weekendem. I co? W piątek otrzymuję jedno zdanie – nie mamy akceptacji artykułu do druku. Rozumiem. Takie sytuacje się zdarzają, proszę więc o przesłanie uwag, według których mam poprawić tekst (poprawki wliczone są w cenę). I co? I cisza. Dzwonię, piszę. I co? Mówiąc delikatnie, jestem zbywana. Jedyna odpowiedź, którą udało mi się uzyskać, brzmi – artykuł się nie podoba. Ale co się konkretnie u licha nie podoba? Ponownie piszę prośby o przesłanie konkretnych uwag do tekstu. I co? I cisza. Minął miesiąc, uwag nie otrzymałam. Poprosiłam zatem o dane do faktury – praca została wykonana zgodnie z zamówieniem i w terminie? I co? I cisza. Dalszy ciąg dramatu nie jest przeznaczony do wiadomości publicznej. Obawiam się szykanowania ze strony zamawiającego. Mogę tylko napisać tyle, że na koniec otrzymałam od zamawiającego maila, w którym zostałam osądzona o bałwochwalczy zachwyt nad swoim tekstem, nieterminowe przesłanie artykułu (na szczęście maile zaświadczają co innego), a także o narażenie zamawiającego na straty (to dopiero ciekawy zabieg odwrócenia kota ogonem). Zamawiający na dodatek żąda ode mnie zadośćuczynienia. Za co? Nie wiem. To ja nie otrzymałam wynagrodzenia za wykonaną pracę, a nie na odwrót. Swoją drogą zamawiający wykazał się – używając określeń możliwie najłagodniejszych – niezłym tupetem i brakiem jakichkolwiek zasad. Typowy zabieg zastraszający, o przekazie między wierszami: odczep się od nas copywriterzyno, w przeciwnym razie możesz mieć kłopoty. Przykre, że taka firma okazała się po prostu nieuczciwa, bez cienia woli na rozwiązanie problemu polubownie. Przykre, że oddałam jej kilkadziesiąt godzin z mojego życia. Za darmo.
Nie będzie happy endu
W copywritingu pracuję już kilkanaście lat. Współpracowałam z małymi i dużymi firmami, międzynarodowymi korporacjami, osobami prywatnymi lub stawiającymi pierwsze kroki w biznesie i takiej sytuacji nie miałam nigdy. Owszem, tekst może się nie podobać. Każdy z nas ma inny gust. Pytanie tylko czy tekst, a konkretnie – artykuł sponsorowany, ma się podobać (czytaj – ma być laurką dla prezesa firmy, który raczej ma mgliste pojęcie o copywritingu, skoro zleca to zadanie specjalistom), czy ma działać i przynieść określone korzyści? Z drugiej strony – jak poprawić tekst, nie mając konkretnych uwag? Tworzyć kolejne wersje artykułu (oczywiście za darmo) z nadzieją, że może któraś trafi w gust prezesa? Nonsens. Bzdura. Strata czasu. Być może owa firma wykorzysta mój tekst bez mojej wiedzy. Być może po przeczytaniu tego artykułu będzie mnie jeszcze bardziej zastraszać i pomawiać. Sylwia Bryniarska – copywriter z Warszawy kontra potężny inwestor z Krakowa – brzmi, jakbym nie miała żadnych szans. I pewnie nie mam. Uważam jednak, że w takich sytuacjach nie można milczeć. Milczenie oznacza zgodę. A ja się nie godzę. Nie godzę się na oszukiwanie. Nie godzę się na ignorowanie. Nie godzę się na pomawianie. Nie godzę się na pracę za darmo.
Osobom, a przede wszystkim copywriterom zainteresowanym nazwą firmy, która zamówiła u mnie artykuł sponsorowany i za niego nie zapłaciła, mogę dodatkowych informacji udzielić prywatnie.
Poniżej zamieszczam zamówiony artykuł sponsorowany, za który nie otrzymałam wynagrodzenia, zatem tekst pozostaje moją własnością. Majątkowe prawa autorskie do tekstu nie przeszły na własność zamawiającego.
Wymarzone miejsce do prowadzenia biznesu
Prestiżowa lokalizacja, dobry dojazd, reprezentacyjność i komfort użytkowania to jedne z ważniejszych czynników, które decydują o wyborze miejsca na biuro lub lokal handlowo-usługowy. Nowoczesny biurowiec przy ul. [informacja usunięta] w Krakowie posiada znacznie więcej zalet, spełniając tym samym najwyższe wymagania, stawiane budynkom klasy A. Inwestycja została oddana do użytku w [informacja usunięta].
Biurowiec jest odpowiedzią na oczekiwania przedsiębiorców m.in. z branży: prawniczej, medycznej, finansowej czy informatycznej, którzy dużą wagę przykładają do wysokiego standardu, komfortu pracy i wygody klienta. Takie założenia przyświecały projektantom budynku przy ul. [informacja usunięta], który położony jest w jednej z najprężniej rozwijających się krakowskich dzielnic – w samym sercu [informacja usunięta].
Tylko [informacja usunięta] minut
Kluczową kwestią dla klientów firmy, a przede wszystkim – pracowników, jest dogodny dojazd. Zaledwie [informacja usunięta] minut drogi od biurowca znajdują się: druga obwodnica Krakowa, dworzec autobusowy PKS oraz dworzec PKP – stacja Kraków Bonarka, na której zatrzymują się również pociągi dalekobieżne. Nie bez znaczenia jest również, szczególnie dla gości z zagranicy, bliskość lotniska Karków-Balice, z którego można się przedostać w niespełna pół godziny. Ponadto w bezpośrednim sąsiedztwie biurowca znajdują się przystanki z dużym wyborem linii autobusowych i tramwajowych.
Przestrzeń pełna zieleni
[Cały akapit usunięty ze względu na łatwość zlokalizowania budynku]
Otoczenie ma znaczenie
Najbliższe otoczenie biurowca stanowią apartamentowce o wysokim standardzie, m.in. o przeznaczeniu handlowo-usługowym. Niezaprzeczalnym atutem jest również bliskość obiektów użyteczności publicznej oraz zaplecza sportowo-rekreacyjnego. Takie obiekty, jak restauracje czy kawiarnia znajdują się zaledwie [informacja usunięta] od biurowca, natomiast do centrum handlowego „Bonarka City Center”, Parku Bednarskiego, a także klubu fitness czy na basen można dotrzeć w [informacja usunięta].
Komfort na życzenie
Zgodnie z wymaganiami stawianymi budynkom klasy A, biurowiec przy ul. [informacja usunięta] charakteryzuje się nowoczesną architekturą, wysokim standardem i funkcjonalnością. Wszystkie pomieszczenia mają minimum 2,7 metra wysokości i zostały zaprojektowane w taki sposób, aby docierało do nich jak najwięcej światła dziennego. Problem z parkowaniem w tego typu centralnych lokalizacjach został rozwiązany przez garaż podziemny na 25 samochodów. Dużą elastyczności gwarantuje natomiast zastosowanie praktycznych rozwiązań architektoniczno-budowlanych, m.in. takich jak podnoszona podłoga. Dzięki temu wnętrza poszczególnych lokali można dowolnie aranżować i dostosować je do indywidualnych wymagań najemców..
W trzypiętrowym biurowcu znajduje się ponad [informacja usunięta] pomieszczeń do wynajęcia, na parterze – lokale o przeznaczeniu handlowo-usługowym, na wyższych kondygnacjach – pomieszczenia biurowe. Więcej informacji można uzyskać na stronie [informacja usunięta] lub pod numerem telefonu [informacja usunięta].