Copywriter i rzetelność dziennikarska?
Każdy, kto otarł się o prawdziwe dziennikarstwo na pewno słyszał o tzw. rzetelności dziennikarza, bezpośrednio związanej ze starannością zawodową. Czy copywriter, tworząc różnego rodzaju teksty reklamowe i artykuły eksperckie, też powinien być rzetelny? Oczywiście, że tak. Jako copywriter z dużym doświadczeniem i jednocześnie dziennikarz z wykształcenia, nie mogę twierdzić inaczej. Cóż jest wart copywriter czy dziennikarz, który zamiast sprawdzić wszystkie informacje pisze trzy po trzy i po prostu zmyśla, bo tak jest łatwiej i szybciej?
W rzeczywistości bywa różnie i okazuje się, że nawet redakcjom znanych i poważanych tytułów i znacznie częściej – portali internetowych zdarza się publikować artykuły, które rzetelne nie są. Niestety, ale taki nierzetelny artykuł, którego padłam ofiarą, pojawił się na portalu www.money.pl - można go przeczytać tutaj. Pewnie nigdy bym się nie dowiedziała o tym, że portal Money.pl przeprowadził ze mną krótki wywiad, gdyby nie fakt, że znajomy pogratulował mi wypowiedzi… Długo zastanawiałam się, jakiej wypowiedzi i czy naprawdę jest już ze mną tak źle, że nie pamiętam kiedy i komu udzielałam wywiadu? Cóż, czym prędzej zajrzałam w przesłany przez znajomego link i pierwotne uczucie zdziwienia zniknęło natychmiast. Im bardziej zagłębiałam się w lekturę artykułu, tym bardziej nie wierzyłam w to, co czytam.
Copywriter a fałsz
Pomijając fakt, że artykuł jest po prostu słaby (co wynika m.in. z wypowiedzi internautów zamieszczonych pod artykułem), znajdują się w nim informacje nieprawdziwe, a mówiąc wprost - fałszywe i kłamliwe. Skąd to wiem? Z drugiego akapitu artykułu, który brzmi: [Dzwonię do Sylwii Nawojki-Bryniarskiej, copywriterki z Warszawy. Ona nie opowie mi o swojej pracy – Właśnie piszę tekst, nie mogę teraz rozmawiać. Jak się rozproszę, będzie koniec – mówi przepraszająco.]. Są dwie możliwości: w momencie odebrania telefonu miałam chwilową amnezię lub autorka artykułu po prostu zmyśliła sobie wypowiedź i włożyła ją w moje usta jako cytat. Z tego co wiem, na Alzheimera nie choruję (jeszcze) i takiej rozmowy sobie nie przypominam. Odpowiedź jest zatem jedna – padłam ofiarą nierzetelności dziennikarza, a może copywritera... Grzecznie, ale stanowczo napisałam do redakcji Money.pl i zażądałam usunięcia fałszywego akapitu, w którym pojawilo sie moje imię i nazwisko. Na odpowiedź czekałam blisko rok, ale po opublikowaniu mojego artykułu (który najwyraźniej dobrze się pozycjonuje), redakcja portalu skontaktowała się ze mną i muszę przyznać - zachowała się profesjonalnie. Po pierwsze wytłumaczyła całą sytuację, po drugie wspomniany wyżej fragment usunęła z tekstu. Na prośbę redakcji portalu Money.pl cytuję więc wyjaśnienie (na końcu mojego artykułu).
Copywriting a prawda
O zgrozo! Czy naprawdę prawdziwi copywriterzy i dziennikarze to gatunek wymierający? Może i nie miałabym nic przeciwko umieszczeniu mojego nazwiska w artykule o copywriterach i copywritingu na portalu Money.pl, ale:
- po pierwsze moje nazwisko zostało zapisane błędnie – Nawojka to nie element dwuczłonowego nazwiska, ale moje drugie imię (na mojej stronie internetowej wszystko jest napisane jak należy, wystarczyło sprawdzić);
- po drugie artykuł jest żenująco słabej jakości;
- po trzecie nigdy nie udzieliłabym tak niedorzecznej wypowiedzi do tak niekonkretnego w całości artykułu;
- po czwarte jestem za tradycyjnymi formami nazw zawodów wykonywanych przez kobiety (a nie sfeminizowanymi), zatem nie pozwoliłabym na podpisanie mnie jako "copywriterka";
- po piąte każdy cytat powinien być autoryzowany, a ten nie dość, że nie był autoryzowany to został w całości zmyślony.
Pojawia się zatem pytanie. Ile prawdy jest w artykułach, które czytamy? Szczególnie w czasach, kiedy „copywriterzy”, „dziennikarze” i inne pismaki wyrastają, jak grzyby po deszczu, bez wiedzy, bez wykształcenia, bez doświadczenia (choć to ostatnie akurat można nadrobić). Warto też pamiętać o tym, że copywriter pisze na zlecenie konkretnego klienta, w celach zarobkowych rzecz jasna. Jaką zatem klient ma pewność, że trafił na copywritera, a nie pseudocopywritera lub na dziennikarza, a nie dziennikarzynę? Skąd może wiedzieć, jaki otrzyma tekst? Rzetelny i sprawdzony pod względem zawartych w nim informacji? A może stek wymyślonych bzdur? Niech mój przypadek będzie przestrogą dla innych.
Wyjaśnienie redakcji Money.pl
Pani Sylwio, zapewniam Panią, że o nierzetelności nie może być mowy. Portal Money.pl pod koniec ubiegłego roku kupiony został przez Grupę Wirtualna Polska wraz z należącymi do naszej grupy portalami lifestylowymi - iWoman.pl i MenStream.pl. Ponieważ Wirtualna Polska ma własne serwisy lifestylowe i postanowiła nie rozwijać już tych należących do Money.pl (co widać po datach ostatnich publikacji), postanowiliśmy te najbardziej wartościowe materiały przenieść z serwisów iWoman.pl i MenStream.pl do zasobów "głównego" portalu.
W ten oto sposób artykuł, do którego Pani się odnosi, trafił z portalu iWoman.pl (gdzie opublikowany był 27 czerwca 2013 roku) do Money.pl, ponieważ uznaliśmy że warty jest zachowania. Autorka rozmawiała z Panią reprezentując inny tytuł, choć tego samego właściciela i wydawcę. Zapewne myląca jest tu data - ponieważ ta, którą widać w publikacji na Money.pl jest datą przeniesienia artykułu. Zabrakło też informacji o tym, gdzie tekst publikowany był pierwotnie, co też jest z naszej strony technicznym niedopatrzeniem. Choć, jako właściciel praw do materiału, możemy go wykorzystywać, ale jednak brak takiej adnotacji faktycznie może wprowadzać w błąd. Dlatego pozwoliłem sobie uzupełnić artykuł o stosowny dopisek na końcu.
Chciałbym jeszcze wyjaśnić, że brak autoryzacji cytatu wynikał nie ze złej woli, lecz z faktu, że jest ona obowiązkowa tylko jeśli rozmówca o nią poprosi. Choć oczywiście, zgodnie z Pani życzeniem, Pani wypowiedź została usunięta. Proszę przyjąć moje przeprosiny za niedopatrzenie.
Bartłomiej Dwornik
Money.pl
Zastępca redaktora naczelnego